Pociąg z Pragi do Lublijany o 6.23, oczywiście konduktor zobaczywszy nasze rowery stojące w ostatnim przedsionku jak Bóg przykazał dostał niemal furii, i kazał przetransportować je do bagażówki (oczywiście przez cały pociąg). Na dodatek okazuje się że kasjerka w Bohuminie sprzedała nam na dodatek zły bilet, więc trzeba się pożegnać z 10 euro. W Cernym Krizu przesiadamy się do ?motoraczka? w którym razem z nami jedzie z 20 czeskich rowerzystów. Stacja Nove Udoli okazuje się jest zaraz przy przejściu granicznym, na którym zresztą nie ma żadnego pogranicznika. Stamtąd jedziemy raz w dół raz w górę, do Freyung, a następnie do Deggendorfu. Jedziemy najczęściej głównymi drogami, podjazdy są długie i nudne. Po przekroczeniu Dunaju w Deggendorfie droga staje się płaska jak stół. Zbliża się wieczór, nocleg znajdujemy w Sautorn, wiosce, której nie ma na mapie, za to gospodarze są fantastyczni.... dostajemy kolację, i długo rozmawiamy. Po prostu Bawaria....