Rano dostajemy jeszcze kawę i śniadanie. Trudno się wyjeżdża z tak miłych noclegów, ale cóż. Na szczęście droga jest płaska, więc do 12.00 robimy 65 km. Przejeżdżamy przez Landshut, gdzie spotykamy dwoje Polaków. Stamtąd widzimy zakaz jazdy rowerem, więc musimy zjechać na ścieżkę rowerową, która, jak to ścieżki mają w zwyczaju, kluczy niemiłosiernie. Zirytowani, po 20 km zjeżdżamy na główną drogę, potem udaje nam się znaleźć szutrową drogę wzdłuż Izary, którą dojeżdżamy niemal do Monachium. Oglądamy z daleka Allianz Arenę, niestety jest zamknięta ze względu na półfinał mistrzostw świata. Nasze zdziwienie budzi fakt, że wybudowany jest niemal w polu... Podobnie jak dwa lata temu, przez Monachium przejeżdżamy dość szybko, aby nie powtórzyć błędu z 2004 roku. Nocleg znajdujemy za trzecim podejściem na łące obok kościoła. Nasz gospodarz częstuje nas owocami, ciastem i sokiem... Niemal do końca wyprawy dzisiejszy dystans (niemal 170 km) zostanie nie pobity.