Noc spędzamy jak wielu pasażerów na ławkach, spakowawszy wcześniej rowery do pudeł. Rano oczekiwanie...... na szczęście uprzejmy pracownik lotniska widząc nasze toboły- w sumie 8 sztuk odprawia nas przed wszystkimi, poza kolejką, i "nie zauważa" 5 kg nadbagażu. Za resztki euro kupujemy słodycze w strefie wolnocłowej, i czekamy na samolot, któy się nieco spóźnia. Oczywiście jak to samolot do Polski, Polacy muszą robić wiochę jakby miało zabraknąć miejsc w samolocie. 2 godziny lotu, i jesteśmy w Pyrzowicach, skąd zostajemy zabrani przez tatę Tomka Transitem jak to zwykle już bywa.... koniec...