Wczorajsze chmury przyniosły nam deszcz. Pada na tyle mocno, że musimy czekać, i wyjeżdżamy dopiero po 10.00. Pierwsze kilkanaście kilometrów jest naprawdę nieciekawe - cały czas mży. Dopiero po 40 kilometrach pogoda się poprawia. Na 30 kilometrze źle skręcamy - zamiast przez Nemetice jedziemy przez Kelc - i w ten sposób sporo nadrabiamy. W Kelcu robimy postój na przystanku autobusowym - jest przytulnie - przystanek ma drzwi i okno - prawie jak w domu. Po postoju wreszcie się przejaśnia, ale za to zaczynają się "hory" - Czesi mają jakieś wybitne upodobanie do prowadzenia dróg przez same środki wzniesień. Troszkę nas wykańczają podjazdy, ale w końcu czeka nas parokilometrowy zjazd do Prerova. W Prerovie "wieje Europą" - wszędzie ścieżki rowerowe, na dodatek dwukierunkowe, i z własnymi przejściami podziemnymi (!). Po wyjeździe z miasta czeka nas kilkanaście kilometrów zupełnie płaską drogą w dolinie Moravy. W ciągu całego dnia niemal w każdej wsi widzimy dziwne budowle - na wysokich słupach umieszczone są wielkie kule - trochę kosmiczny widok - nie mamy pojęcia do czego mogą służyć. Po dojechaniu do Vysovic - planowany nocleg - okazuje się, że za bardzo nie ma gdzie rozbić namiotu, gdyż w całej wsi zwarta zabudowa, a na dodatek żywego ducha na ulicach, tak że nawet nie mamy za bardzo kogo zapytać. Padnięci dojeżdżamy do następnej wsi - Urcice, gdzie za drugim podejściem dowiadujemy się o nieczynnej knajpie z ławeczkami za wsią gdzie można się rozbić. Miejsce okazuje się rzeczywiście spokojne. Tyle, że żeby tam dojechać trzeba było podjechać 10 % podjazdem....