Nie mogąc się doczekać momentu powrotu do domu wstajemy chyba najwcześniej - 5.00 jesteśmy na nogach. Jemy ostatnie resztki musli + kaszka + rodzynki. I w drogę. Początkowo jedziemy tą samą trasą co "w te" ale szybko decydujemy jechać do Marklowic zamiast do Chałupek. I to jak się później okazuje nie był chyba najszczęśliwszy pomysł. Już na 10 km gubimy drogę, a później musimy pytać kilka razy. Sytuację podgrzewa fakt iż w kierunku w którym chcieliśmy jechać nie ma żadnych dróg (NE), tylko co kilka kilometrów musimy jechać najpierw na północ potem na wschód, północ, wschód, północ, wschód, północ, wschód... idzie oszaleć. Towarzyszą nam przy tym ciekawe widoczki przy których nasz śląsk wymięka. Jak ktoś myśli że widział smog, to niech jedzie do Ostravy :-). Po przejeździe przez Havirov i Karvine zbliżamy się wreszcie do granicy. Tuż przed granicą kupujemy za resztki koron czekoladę studencką, a co :-) Ku naszemu rozczarowaniu celnik nawet nie pyta skąd wracamy :-(. IIIIII...... Niebieska tablica z 12 gwiazdami i napisem Rzeczpospolita Polska. Nareszcie. Ciężko opisać wzruszenie. Uprzedza fakty mój telefon komórkowy, który już 10 km przed granicą pokazuje miły napis "IDEA -MILEGO DNIA" W pierwszym sklepie w Zebrzydowicach robimy zakupy.... i... okazuje się przy kasie, że w używanym portfelu mamy euro, franki, korony i ani złotówki. Pani przy kasie dziwnie się patrzy gdy szukamy w sakwach peelenów, ale w końcu jest ok. Zaraz potem kupujemy również GW żeby dowiedzieć się co w kraju, czy Lepper już przejął władzę itp... Droga do domu niesie nas jak na skrzydłach, mimo przejechanych kilkudziesięciu kilometrów jedziemy niemal jak dzicy. Ostatni posiłek jemy w Kobiórze, i tamże decydujemy jechać na przestrzał, czyli główną drogą przez Tychy +fragment drogi szybkiego ruchu do Katowic. średnia prędkość utrzymuje się na tym fragmencie trasy grubo powyżej 25 km/h Co jakiś czas dostajemy smsy kontrolne z pytaniem gdzie jesteśmy. Tuż przed DG dostajemy konkretne wskazówki, którędy mamy jechać. Pamiątkowe zdjęcie przy tablicy wjazdowej.... ii.... od początku wjazdu jesteśmy pilotowani przez samochód, razem zresztą z sesją zdjęciową. Pod blokiem czeka na nas transparent, brama nad jezdnią i fajerwerki, nie mówiąc o chlebie, soli wieńcach laurowych itp itd. Co jeszcze powiedzieć? Alpy 2004 Tour można uznać za zakończony. Zostają niezapomniane wrażenia i chęć na JEESZCZE!!!!!!