W planach 140 km więc wstajemy o 6.00 Piękna pogoda, niestety namiot nie zdąża wyschnąć (ludzie jadący w autobusach dziwnie się nam przypatrują przez wytarte części zaparowanych szyb - w końcu mamy 1 września). Ruszamy ku ostatniemu noclegowi. Ruszamy w krótkich rękawkach. I po raz kolejny pogoda robi z nas idiotów. 5 km dalej ze słoneczka wjeżdżamy w mgłę. Myślimy - ta, zaraz się skończy. Ta, kończy się ..... po 60 km. Do tego jest tragicznie zimno. Do Prerova dojeżdżamy sprawnie - 70 km do 13:00. Potem jest ciężej, bo zaczynają się osławione czeskie pagórki. Trochę marudzimy przy śliwkach, ale warto było, Tomka znowu wnerwia pedał lewy- blokuje się, pedał jeden. Droga tragiczna, ludzie nie odpowiadają na pozdrowienia, jakiś dzieciak tańczy "Asereje" na rowerze, kilka samochodów by nas przejechało, trening interwałowy no ... Czechy. Znajdujemy jednak nocleg niedaleko zaplanowanego miejsca.