Zaplanowana trasa jest nie do zrealizowania. Wstajemy wcześnie, żeby zdążyć na Mszę do Martigny, ale okazuje się że pierwsza jest dopiero o 9.30. Czekamy... W między czasie udajemy sie na poszukiwanie toalety. Tomek idąc w jednym kierunku szuka 40 minut, ja idąc w drugim ? 5. Msza po francusku i portugalsku (!).Tuż po spotykamy polaków, którzy pracują tu na budowie. Wg ich relacji są tu bardzo drogie mieszkania ? skarżą sie, iż płacą tygodniowo 600 euro za wynajem. Ruszamy powoli w górę. Początkowe 17 km podjazdu jest łatwe, a potem zaczyna się źle, gorzej źle, tunel, źle, itd... podjazd pod GSB jest naprawdę wymagający, a najdłuższy tunel (na szczęście częściowo odkryty) ma około 5 km. Przy wjeździe do właściwego tunelu GSB spotykamy Holendrów, którzy również jadą na górę z sakwami. Z tego miejsca czeka nas jeszcze 7 km. Spotykamy tutaj również ?naszych? Polaków z Martigny. Drogę komentują tradycyjnie polskim: ?Zajebista góra tam jest, odpocznijcie?. Zaczynamy podjeżdżać, i rzeczywiście ostatnie kilometry są bardzo ciężkie. Kilkukrotnie się zatrzymujemy. Jesteśmy zawiedzeni, bo nie widzimy żadnego bernardyna. Zjazd do Aosty jest bardzo długi i szybki. Na dole spotykamy sympatycznego motocyklistę na chełmskich rejestracjach. Miasteczka wyglądają na wymarłe. Nagle w całym mieście wybucha gwałtowny okrzyk, klaksony itp. No ta, właśnie włosi grają mecz o mistrzostwo świata i strzelili gola. Chcąc nie chcąc udajemy się na camping. Całą noc trwa impreza...