Po nocy pełnej kociego włosia wstaje piękny poranek. Zbieramy się i wyjeżdżamy do Avignon. Poranek wydaje się chłodny, ale to tylko złudzenie. Śniadanie jemy po drodze gdyż nie mieliśmy mleka. Cały czas jedziemy doliną Rodanu, a drogi są na przemian zatłoczone i puste. Generalnie dużo ciężarówek. W Orange jemy lody i szukając poczty i antycznego teatru wjeżdżamy w uliczki starego miasta. Akurat dzień targowy więc miejsca za dużo nie było. Sprawnie przeciskamy się między ludźmi, straganami i odnajdujemy rzymski teatr. Wstęp drogi więc jedziemy dalej. W Avignonie od razu znajdujemy pocztę i kupujemy telecarte potem oglądamy plac przed pałacem papieskim, gdzie akurat wystawiono spektakl. Po obejrzeniu spektaklu po francusku oglądamy katedrę, potem odpoczywamy przy moście św. Benezeta. Po odpoczynku orientujemy się, że znowu idzie burza... Jedziemy w stronę Millau, zachaczamy o cetnre commercial i wjeżdżamy we wsie. Oglądamy akwedukt rzymski z listy UNESCO i znajdujemy nocleg u pana, który upierał się że burza przejdzie bokiem. Dopiero kiedy zaczęło lać, pozwolił nam spać w komórce ( niestety namiot już był przemoczony). Potem przyszła pani domu i zaprosiła nas na kolację, gdzie poznalśmy 2 amerykanki z wymiany. Na koniec tajemnicze kiełbaski... okazało się że z baraniny... i idziemy spać