Rano zbieramy się szybko, ale i tak od 8.00 jest straszny upał. Cały dzień jedziemy bocznymi dróżkami i jest trochę pod górkę, w końcu dzisiaj mamy wjechać w opisywane w przewodniku jako dzikie góry - Sewenny. Góry już wyglądają "południowo": nagie stoki pokryte karłowatymi krzewami. Droga prowadzi wśród sawanny umilana odgłosami cykad. W południe sjesta + standardowy zestaw Intermarche: lody 1 litr + melon + 3 litry picia Top prix. Hymnem Intermarche powinna być chyba pieśń ?you never walk alone? market jest w każdym mieście ? taka tutejsza biedronka. Po przejeździe przez egzotycznie brzmiącą miejscowość Ganges wjeżdżamy w góry doliną rzeki i pniemy się w górę na przełęcz 804 m npm. Na samej górze wita nas kilkusetmetrowy nieoświetlony tunel. Faktycznie góry sprawiają wrażenie opuszczonych. Pod wieczór wjeżdżamy do Parku Narodowego Grand Causess. Gospodarze w St Jean sami nas ściągają wzrokiem. Namiot mamy rozbity w ogródku, Mamy dostęp do prysznica, a na kolację puree z parówkami i fasolką. Aha, dzisiaj było święto narodowe Francji.