Musimy wstać bardzo wcześnie, żeby zdążyć do Brassac na mszę i nie tracić zbyt wiele czasu. Po drodze mijamy przełęcz, a właściwie lekki podjazd po którym następuje wieelki zjazd. Znajdujemy kościół z mszą dopiero o 11.00, zatem ruszamy w drogę. W jednej z malutkich wiosek słychać dzwony ? zjeżdżamy, i okazuje się że wjeżdżamy akurat na początek mszy. Hmmm, to nie jest zbieg okoliczności. Po wyjściu z kościoła oczywiście stanowimy wioskową atrakcję. Dostajemy specjalne błogosławieństwo od księdza. Potem znów podjazd zjazd aż do Mazamet. Tam pod marketem spotykamy sympatycznych Ślązaków z Wodzisławia. Stamtąd cholernie długi podjazd w kierunku Carcassonne w niesamowitym upale. Podjeżdżamy chyba z dwie godziny, po czy jest płasko lub lekko w dół, ale za to pod wiatr. Po wyjeździe z gór ukazuje się nam olśniewający widok ? szeroka równina z widokiem na majaczące w oddali Pireneje. Zjazd jest ciężki bo cały czas pod wiatr. Po drodze obserwujemy przepływające jachty na Canal du Midi (zabytek UNESCO). Dojeżdżamy do Carcassonne. Zdobywamy Cite, ale z racji niedzieli są tam miliony turystów. W połączeniu z upałem powoduje to, iż faktycznie ładnie zachowane miasteczko nie wywołuje pozytywnego wrażenia. Totalna komercha i tyle. No, ale fakt że mury mogłyby służyć do kręcenia ekranizacji Krzyżaków,pieśni o Rolandzie i robin hooda na raz. Wyjeżdżamy lekko zdegustowani tłumami, na szczęście potem znajdujemy market po czym reklamujemy ciekawej Francuzce sakwy Crosso. Po 15 km od Carcassonne znajdujemy nocleg w Rouffiac, zostajemy przyjęci jak rodzina ? pełnym stołem, siedzimy przy kolacji do 22 i rozmawiamy niemal na migi, robimy zdjęcia, i dostajemy prezenty w postaci t-shirtów, dostajemy poduszki do spania w hamakach.... dzisiejszy wieczór jest lekko niewiarygodny....