Rano po pysznym śniadaniu i całusach od gospodyni ruszamy w drogę. Dzień ustalamy na odpoczynkowy. Jedziemy do Quillan, gdzie szukamy internetu i robimy odpoczynek. Dojeżdżamy do miasta w czasie sjesty i wszystko jest zamknięte... odpoczywamy dwie godziny. O 14 w informacji turystycznej dowiadujemy się że kafejka jest w barze 50 m obok.. oczywiście bary są otwarte w czasie sjesty....:). Radzimy sobie z internetem i ruszamy dalej przez góry. Po 10 km wjeżdżamy na płaskowyż, którego nie opuścimy do końca dnia. Od 16 straszy nas burza, potem dwie burze, a na wieczór już burze są wszędzie dookoła. Po dlugich poszukiwaniach znajdujemy gospodarza, leśnika mówiącego po niemiecku. Zanim wymyśliliśmy suche miejsce gdzie będziemy spać, to zrobiło się ciemno i burze się rozeszły :). Ostatecznie spaliśmy w Transicie wersja kampingowa.