Rano z trudem zwlekamy się z karimat, przygotowujemy sie do odjazdu zeskrobując zewsząd terra rosę. Wyjeżdżamy do następnej wsi w poszukiwaniu Mszy Św. Jest 8:30, logika nakazuje aby droga prowadziła w dół, no ale to jest Hiszpania więc podjeżdżamy i zjeżdżamy... męczarnia. W końcu nie trafiamy na żadną Mszę. Jakimś cudem odzyskujemy humor w połowie dnia... Planujemy nocować na kampingu więc jesteśmy pewni noclegu... Przez cały dzień słońce, błękit nieba i góry, choć trochę już niższe. W doskonałych humorach dojeżdżamy do Aranjuez, miejsca naszego noclegu... dojeżdżamy do kampingu z basenem..:D ... dupa... Camping cerrado... znaczy się że zamknięty. Nerwowa tułaczka po mieście i za miastem,w końcu lądujemy w hostalu za 32 jurki.... viva espana...