Wstajemy o 7 razem z wszytskimi atakującymi Mulhacen. Najpierw wychodzą Hiszpanie, potem Bielsko ? Tarnogórzanie, potem my, a zostają Holendrzy. Zjazd jest boski, ale zimny. NA dole jest już upał, jesteśmy tam o 10.00. Po drodze rozbieramy się do krótkich rękawków. Ruszamy w drogę, któej nie dość że nie ma na mapie, to jescze jej istnienie wzbudzało dyskusje w informacji turysyycznej ? mieliśmy sprzeczne informacje co do jej istnienia. Z taka lekką niepewwością ruszamy, ale odwagi dodają nam tłumy rowerzystów. Śniadanie - przy drodze kilka drzewek, ławeczki więc się z radością zatrzymujemy. Po zjedzeniu muesli, gdy kończymy zachwycać się mlekiem o smaku truskawkowym za 75 eurocentów/l podchodzi do nas starsza kobieta z twarzą mordercy i trampkami na nogach i sączy przez usta słowo- wytrych w hiszpanii ? 'privado'. Obawiając się rozszarpania wynosimy się czym prędzej. No cóż, przecież od siedzenia na pewno te ławki nieodwracalnie się uszkodziły... Ruszamy dalej. Droga okazuje się byc cudownie położona, z asfaltem o charakterze dywaniku. Oczywiście brak oznakowań na drodze powoduje że w jednym z miast się gubimy, ale po perturbacjach dojeżdżamy do la Pezy. Tam odpoczywamy przy studni, która sądząc po częstotliwości czerpania wody przez mieszkańców stanowiła jedyne źródło w promieniu 30 mil. Dalej podziwiamy opisywane w przewodniku domy w jaskniach. 90% domów wykonywana jest w postaci przedniej ściany przylepionej do skały, a cała reszta jest wydrapywana w skale. Po prostu Hobbiton i Flinstonowie. Zjeżdżamy do Guadixu. Tam na postoju okazuje się, ze bagażnik Tomka złamał się, a na dodatek ułamał mocowanie. Myślimy że to juz koniec wyprawy. O ile sam bagażnik da się spiąć obejmą, to rama....rozpacz. Sprawdzamy pociągi. Tomek w ramach desperacji szuka sklepu rowerowego. Tam mechanik z wesołą miną mówi : no problem, i wyciąga zza lady.... spawarkę..... W 20 minut mamy naprawiony rower, a na dodatek sprzedawca nie chce od nas żadnych pieniędzy!!!! Zapytany o autostrady tłumaczy że wszyscy tutaj jeżdża rowerami po ekspresówkach....Jeśli mamy sie nie przejmować, to się nie przejmujemy, i zajeżdżamy do Bazy. A tam oczywiście żadnego campingu, jedynie hostal. Nie mając ochoty na wydatki zanjdujemy przysatnek za wsią i śpimy....