Dziś zbieraliśmy się dosyć długo. Postanowiliśmy nie jechać ścieżką, gdyż kluczyła ona niemiłosiernie. To chyba nie spodobało się tutejszym "radwegom", bo cały dzień gubiliśmy ścieżki. Wprowadziło to nas niemal w stan agonii. Mieliśmy nadzieję, że ścieżki w Austrii są równie dobrze oznakowane co w Szwajcarii ... dupa ... Tauernradweg był inaczej oznaczony, inaczej się nazywał, inaczej biegł (!!!) niż na mapie którą notabene dostaliśmy ... uwaga ... z ... Austrii. Zepsuło nam to humor na cały dzień. W końcu Po jakimś czasie decydujemy, że dajemy sobie spokój i jedziemy wg zwykłych dróg, i okazuje się to być najlepszą decyzją dnia. Tomek ma problem z lewym pedałem - blokował się pedał jeden. 30 minut roboty i miałem nadzieję, że to już się nie powtórzy. Jak się później okazało plany pedała były zupełnie inne... Przejeżdżamy przez przedmieści Linzu, i już niedługo dojeżdżamy z powrotem do Dunaju. Oczywiście po wjeździe na ścieżkę Naddunajską mijają nas tłumy rowerzystów, co nie przeszkadza nam jeszcze raz zgubić drogi :-D Nocleg znaleźliśmy w pierwszym domu. Babka na pytanie o której jest jutro (niedziela) msza rzymsko katolicka odpowiedziała, że jutro jest sobota (...). Potem przyszła i poprawiła się, świecąc przy tym jak tylni halogen przeciwmgielny. Ehh Szczęśliwi czasu nie liczą...