Musieliśmy dość wcześnie wstać, żeby zdążyć na Mszę do St Georgen - wrócić się 3 km. Po Mszy odwiedzamy KZ Mauthausen (...) a potem w drogę - cudowny asfalt, tylko trochę za dużo rowerzystów. Czuejmy się niemal jak w Chinach - czasem mamy problem z wyprzedaniem. Na pierwszych 90 km jechaliśmy ok. 25 -27 km/h z sakwami pruliśmy jak czołgi :-). Po 90 km wjechaliśmy do Veinwiertel - cudowne małe miasteczka, winnice, wąskie uliczki. W jednym z nich adrenalinę podniósł nam jeden Austriak, który nie chciał przyjąć do wiadomości, że go wyprzedziliśmy. Chciał się popisać przed dziewczyną i zaczął nas gonić. Biedak odpadł po paru km na podjeździe. Żaden, mada faka, nie podskoczy do Polaka! Ostatnie km do Krems pod znakiem gonitwy z burzą nadchodzącą od lewej strony (północy). W Oberrohrendorf dostajemy domek (zagracony, ale z łóżkiem) .