Rado wpadliśmy w doskonałe humory dzięki naszym gospodarzom - rodzinie Koch, która nas przyjęła. Śniadanko, kanapki, zdjęcia, atmosfera była świetna, więc do granicy dojechaliśmy na dopalaczach. Po drodze postój w Retzbach i telefon do domu. Tam też przekroczyliśmy granicę z Czechami. Wyjechaliśmy z ostatniego niemieckojęzycznego kraju. W Znojmo robimy zakupy i oglądamy burzę, która niedaleko przechodziła. Potem ruszamy na Brno. Droga ciężka, upał, nawierzchnia miejscami absurdalnie tragiczna (lepiej gdyby jej w ogóle nie było). Drogi praktycznie bez samochodów (w końcu po Czechach jeździ niewiele czołgów i Monstertrucków - tylko takie się nadawały na te drogi). Po ciężkich mękach dojeżdżamy do wsi przed Brnem, w których mieliśmy zacząć szukać noclegu. Ku naszemu szczęścu znajdujemu nocleg za 1. razem. Nocleg po czesku: trawa i woda (gratis 9 pomidorów).